Jakiś czas temu likwidowałam mieszkanie po starszej osobie. I jak to bywa u starszych osób, wiele rzeczy nadawało się do wyrzucenia. I gdyby nie ja to pewnie wylądowałyby na śmietniku. Pierwszą rzeczą, która mi wpadła w oko był wyszczerbiony czarny wazonik i mała lampka naftowa. Gdy te bibeloty odstawiałam, nie było słowa sprzeciwu, ale gdy zaczęłam odstawiać dwa zniszczone taborety, to już nie było tak cicho. No ale jak baba się uprze, to nie ma zmiłuj. efekty pracy nad wazonikiem i lampką pokazałam w poprzednim poście. Teraz zaprezentuję taboret.
Tak wyglądał przed malowaniem
Taboret zeszlifowałam do gołego drewna, pomalowałam ciemnobrązową farbą. Brzegi przeciągnęłam świecą i pomalowałam jasną farba. No i przecierka. Motyw wycięłam z serwetki. Użyłam dwóch warstw, dlatego dwa motywy są jaśniejsze. Niestety taboret miał jakieś plamy na wierzchu, które wyłaziły w formie zacieków przez trzy warstwy farby. Z tego względu musiałam użyć trochę patynki przy motywach. Na koniec matowy lakier.
I tak to wyszło
Jeden taboret uratowany. Teraz osoby przeciwne zabraniu tych "rupieci" do domu, inaczej już na to patrzą. Mnie się podoba i dlatego postanowiłam w ten sposób zrobić jeszcze ten drugi taboret i szafkę w przedpokoju.